Naszą największą siłą była dobra receptura i intuicja, a reszta wygląda dziś niczym szalony, romantyczny zryw. Jako kontraktowy browar mieliśmy możliwości uwarzenia dokładnie 4135 butelek pierwszej porcji Ataku Chmielu. Znacząca jej część zniknęła już w maju, w ciągu zaledwie dwóch dni premiery PINTY na II Festiwalu Dobrego Piwa we Wrocławiu. Resztę błyskawicznie pochłonęły nieliczne wówczas sklepy specjalistyczne i pierwsze multitapy m.in. z Krakowa i Łodzi. Dlatego mieszkańców pozostałych regionów Polski musieliśmy przepraszać i – jak politycy przed wyborami – obiecywać, że będzie lepiej.
No i niby było lepiej, ale – jak w piosence Tiltu – „wciąż nie starczało, ciągle było brak”. Dzięki Atakowi Chmielu piwo w Polsce odzyskało należną mu goryczkę i stopniowo zaczęło wchodzić na tereny opanowane przez eurolagery. W 2018 roku, który był ostatnim pełnym rokiem PINTY w formie browaru kontraktowego, warzyliśmy już ponad 20 razy więcej piwa niż w roku 2011. Warzenie Ataku Chmielu stanowiło wtedy niemal jedną czwartą naszej produkcji, co można przeliczyć na ponad 800 tys. półlitrowych butelek.
To oczywiście symboliczna miara, bo część tego piwa była sprzedawana w beczkach, ale pokazuje, jak w ciągu 7 lat daleko odeszliśmy od pierwszych 4135 butelek. Atak dalej stał na czele rewolucji. Rozpychał się na tyle mocno, że w rankingach sprzedaży piw zaczął pojawiać się obok marek z browarów koncernowych i regionalnych.